Bioetycy i farmaceuci przyjrzeli się 500 badaniom klinicznym związanym z COVID-19 z początku pandemii: w większości badania te były nieoptymalnie zaprojektowane, np. nierealistycznie zaplanowano tam rekrutację ochotników. "Wyciągnijmy wnioski: sprawniej koordynujmy badania kliniczne" - komentują autorzy.

"Początki pandemii wiązały się na całym świecie z wielką improwizacją. W pośpiechu w ośrodkach badawczych testowano, jak różne specyfiki radzą sobie z wirusem SARS-CoV-2" - wspomina w rozmowie z Nauką w Polsce prof. Marcin Waligóra z Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum.

Szybko jednak pojawiły się głosy ostrzegające przed uruchamianiem niedostatecznie przemyślanych badań klinicznych i brakiem koordynacji działań. Szczególny niepokój wzbudzała duża liczba małych badań, oceniających równolegle skuteczność tych samych leków. Badania te nieraz dostarczały sprzecznych wyników dotyczących skuteczności danej terapii, co przyczyniało się do chaosu informacyjnego. Tak było np. z hydroksychlorochiną. Na początku pandemii lek ten wzbudził ogromnie zainteresowanie na całym świecie, później jednak został uznany za nieskuteczny w leczeniu COVID-19.

Zamiast robić 500 małych badań klinicznych, korzystniej byłoby się skupić na stu lepiej przemyślanych

Badania kliniczne - prowadzone z udziałem ludzi - wiążą się nie tylko z dużymi kosztami, poświęceniem ze strony ochotników, ale i np. większym obciążeniem personelu szpitali. Dlatego tak ważne jest, aby były projektowane w sposób umożliwiający uzyskanie dowodów naukowych wysokiej wiarygodności.

Kierowany przez prof. Waligórę zespół z Polski, Kanady i Niemiec postanowił przyjrzeć się badaniom klinicznym rozpoczętym na świecie w pierwszym półroczu trwania pandemii. W publikacji w PLOS One naukowcy pokazują, gdzie jest jeszcze miejsce, by lepiej wykorzystać potencjał w szukaniu nowych leków i szczepionek.

Naukowcy sprawdzali, które spośród kilkuset badań klinicznych dot. SARS-CoV-2 spełniały kryteria tzw. informatywności, a więc były na tyle dobrze zaplanowane, że dawały wiarygodne informacje o skuteczności badanych terapii.

W artykule przyjęto, że dobrze zaprojektowane badanie kliniczne spełnia trzy kryteria:

  • Projekt badawczy ma wysoką jakość – a więc czy został zweryfikowany w oparciu o ocenę; czy przewidziano losowy przydział uczestników do badanej grupy (tzw. randomizacja) oraz czy wykorzystano techniki podwójnego zaślepienia badanych grup. Chodzi o to, by wszyscy uczestnicy byli traktowani w ten sam sposób przez cały czas trwania badania, a osobiste oczekiwania lub preferencje związane z rodzajem leczenia nie miały wpływu na wyniki badania. Dzięki temu minimalizuje się ryzyko subiektywnej oceny efektu danego leku.
  • W badaniu klinicznym skutecznie zaplanowano rekrutację (w przypadku COVID-19 zakażenia przychodzą falami, część grup badawczych tego nie przewidziała i nie mogła przez to w terminie znaleźć odpowiedniej liczby chorych chętnych do badań, przez co badania utknęły w martwym punkcie).
  • Badanie nie jest wtórne (tzn. zadaje inne pytania badawcze niż przeprowadzone już wcześniej badania).

"Tylko jedna trzecia przeanalizowanych przez nas badań klinicznych spełniała te trzy kryteria" – podsumowuje prof. Waligóra.

Ponad połowa analizowanych badań klinicznych (56,2 proc.) nie spełniała pierwszego kryterium - dotyczącego wysokiej jakości projektu badawczego. Odsetek badań z niewykonalną rekrutacją (niespełnione drugie kryterium) wyniósł 22,6 proc. Badania potencjalnie wtórne (brak trzeciego kryterium) stanowiły zaś 4,1 proc.

"Wyciągnijmy wnioski: lepiej koordynujmy badania kliniczne" - komentuje dla Nauki w Polsce Katarzyna Klaś, jedna z autorek badania.

Dlaczego w ogóle dopuszczono do prowadzenia badań źle zaplanowanych? "Wpływał na to pośpiech, panika, brak dostatecznej dbałości charakterystyczne dla początku pandemii" - sugeruje prof. Waligóra.

"Zamiast robić 500 małych badań klinicznych, korzystniej byłoby się skupić na 100 lepiej przemyślanych" - uważa badacz. Jego zdaniem w ten sposób lepiej można by było wykorzystać: pieniądze na badania, czas naukowców, chęci ochotników.

Zdaniem prof. Waligóry najlepiej w ewaluacji wypadły duże badania międzynarodowe, np. badanie „Solidarity" koordynowane przez WHO. Tam bowiem, gdy pojawiał się choć cień nadziei, że dany specyfik jest skuteczny, uruchamiano kolejne "ramiona" spójnych ze sobą badań. A „ramiona” badania, które nie rokowały, zatrzymywano. Znacznie gorzej wyglądało to zwykle w sytuacji, kiedy np. jakiś lokalny szpital wpadł na pomysł, żeby na własną rękę przetestować dany specyfik na chorych na COVID-19. Sporo prowadzonych w ten sposób badań nie było niestety najwyżej jakości.

"Jeśli nauczymy się lepiej koordynować badania kliniczne - w skali kraju i w skali międzynarodowej - będziemy szybciej i sprawniej dochodzić do wyników, a potencjał związany z badaniami klinicznymi będzie lepiej wykorzystany. Eliminujemy w ten sposób zjawisko marnotrawstwa badawczego" - komentuje prof. Waligóra.

Gdzie jest jeszcze miejsce na usprawnienie procedur? Zdaniem autorów badania ważna jest dbałość o jak najszybsze udostępnianie nawet cząstkowych danych uzyskanych w ramach poszczególnych badań klinicznych. To ważne, aby móc opracowywać rekomendacje leczenia, które w trakcie pandemii są systematycznie i na bieżąco aktualizowane w oparciu o nowe dowody naukowe. Szybka wymiana informacji pomiędzy badaczami zmniejsza także ryzyko, że ich wysiłki będą wzajemnie powielane - zastanawia się prof. Waligóra.

Naukowiec wyraźnie jednak zaznacza, że nie było żadnego ryzyka, że po takich niedoskonale zaplanowanych badaniach zarejestrowany zostanie jakiś niesprawdzony lek. "Poprzeczka do rejestracji leków czy szczepionek zawieszona jest bardzo wysoko, a bezpieczeństwo pacjentów jest priorytetem" - tłumaczy. Gdyby więc okazało się, że w marnej jakości badaniach znaleziono kandydata na lek, badania te trzeba by było dokładniej zaplanować i powtórzyć. Na to jednak w sytuacji pandemii szkoda czasu. Dlatego już na etapie planowania badań warto zadbać o ich jakość.

Opublikowany na łamach czasopisma PLOS One artykuł powstał we współpracy z badaczami z McGill University z Kanady oraz Charité – Universitätsmedizin z Niemiec. Badanie sfinansowano ze środków NCN.


Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl | Ludwika Tomala