Prokuratura Rejonowa w Grójcu (Mazowieckie) prowadzi śledztwo ws. jednego z pacjentów miejscowego szpitala. Starszy mężczyzna został wypisany do domu w ciężkim stanie, mimo że nie przyszły jeszcze wyniki jego testu na obecność koronawirusa. Mężczyzna zmarł kilka godzin później.

Jak poinformowała PAP w czwartek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Radomiu Beata Galas, śledztwo będzie prowadzone w kierunku błędu w sztuce lekarskiej i narażenia pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu tj. w związku z art. 160 paragraf 2 Kodeksu karnego, który brzmi: "Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5'.

Pacjent został przyjęty na oddział wewnętrzny szpitala w Grójcu na początku marca w związku z dolegliwościami związanymi z przewlekłą chorobą.

Jak wynika z doniesienia, które złożyła w prokuraturze córka chorego, na początku pobytu w szpitalu jej ojciec był w miarę dobrej kondycji; samodzielnie siadał i jadł. Od 7 marca, kiedy w lecznicy wprowadzono zakaz odwiedzin w szpitalu, rodzina nie miała z nim kontaktu. W ciągu kilkunastu dni stan chorego znacznie się pogorszył. 21 marca pacjent został wypisany do domu, mimo że nie przyszły jeszcze wyniki jego testu na obecność koronawirusa. Mężczyzna zmarł kilka godzin później.

Z ustaleń śledczych wynika, że chory mógł być zarażony koronawirusem. Wynik testu, który przyszedł później, był pozytywny. Jednak inspekcja sanitarna nie była pewna, czy jest to wynik tego pacjenta, bowiem na próbce były dwa różne numery PESEL.


ZOBACZ TEŻ:


W ramach śledztwa prokuratura zbada też, czy w związku z niezachowaniem właściwych procedur przez szpital nie doszło również do zagrożenia bezpieczeństwa życia lub zdrowia żony pacjenta, która kilka dni wcześniej została wpuszczona na oddział szpitalny, mimo zakazu związanego z przypadkami koronawirusa wśród personelu i pacjentów szpitala w Grójcu.

Kobietę przyszła dowiedzieć się o stan zdrowia męża. Na oddział wpuściła ją pielęgniarka, ale zatrzymał lekarz, który poinformował, że w związku z przypadkami koronawirusa wśród personelu i pacjentów, w tym momencie i ona jest już zagrożona, więc powinna odbyć kwarantannę.

Prokuratura w Grójcu prowadzi również inne śledztwo dotyczące narażenia bezpieczeństwa życia lub zdrowia pacjenta oraz pracownicy stacji paliw przez lekarzy z Grójca oraz narażenia zdrowia lub życia pracownika przez dyrekcję miejscowego szpitala, w sytuacji epidemii koronawirusa.

W pierwszym przypadku chodzi o lekarza internistę z Grójca, który 18 marca - jak wynika ze złożonego doniesienia - kontynuował wizyty prywatne, mimo że miał w tym dniu pobrane próbki w kierunku koronawirusa; istniało więc prawdopodobieństwo, że lekarz może być zarażony. Zawiadomienie w tej sprawie złożyła córka pacjentki, która 18 marca była przyjęta przez lekarza w ramach wizyty prywatnej.

Drugi wątek, który badają śledczy, dotyczy zawiadomienia złożonego przez jednego z pracowników szpitala Grójcu. Powiadomił on prokuraturę, że 20 marca kierownik oddziału chorób wewnętrznych pracował wraz z nim, chociaż powinien przebywać w kwarantannie w związku z tym, że miał wykonany dzień wcześniej test na obecność koronawirusa. Prokuratura otrzymała także inne zawiadomienie dotyczące kierownika szpitalnego oddziału. Złożyła je pracownica stacji paliw, która 19 marca obsługiwała lekarza, ponieważ przyjechał po paliwo, mimo że powinien być w czasie w kwarantannie.


Źródło: PAP