Wysokie spożycie soli wiąże się z podwójnym ryzykiem niewydolności serca, stwierdzono na podstawie 12-letniego badania przeprowadzonego na ponad 4000 osób. Wyniki badania zostały przedstawione podczas Kongresu ESC.
„Duża zawartość soli (chlorku sodu) jest jedną z głównych przyczyn wysokiego ciśnienia krwi i niezależnego czynnika ryzyka choroby wieńcowej (CHD) i udaru mózgu", powiedział prof. Pekka Jousilahti, profesor badawczy w National Institute for Health and Welfare w Helsinkach w Finlandii. „Poza chorobą wieńcową i udarem, niewydolność serca jest jednym z głównych chorób sercowo-naczyniowych w Europie i na świecie, ale rola wysokiej zawartości soli w diecie w rozwoju chorób serca jest nieznana.”
W tym badaniu oceniano związek spożycia soli i rozwój niewydolności serca. Oszacowanie indywidualnego spożycia soli jest wymagane w metodologii badania, dlatego też odpowiednie kohorty populacji są rzadkie. W tym badaniu zastosowano 24-godzinną kontrolę wydalania soli, które jest uważane za złoty standard dla szacowania spożycia soli na indywidualnym poziomie.
Było to prospektywne badanie obejmujące 4 630 losowo wybranych mężczyzn i kobiet w wieku od 25 do 64 lat w okresie odniesienia, którzy uczestniczyli w badaniu North Karelia oraz w krajowym badaniu FINRISK w latach 1979 i 2002 w Finlandii. Gromadzenie danych obejmowało wypełnienie samodzielnego kwestionariusza dotyczącego zachowań zdrowotnych, pomiarów wagi, wzrostu i ciśnienia krwi, próbki krwi żylnej do analizy laboratoryjnej oraz pobrania 24-godzinnej próbki moczu.
W placówce badań, pielęgniarki mierzyły objętość wydalanego moczu i pobierano z nich 100 ml próbki do analizy laboratoryjnej. Jeden gram spożycia soli obliczono jako równowartość 17,1 mmol wydalanego sodu.
Grupa badawcza kontrolowana była przez 12 lat dzięki skomputeryzowanemu powiązaniu rejestru z National Health Records. Przypadki incydentów niewydolności serca poszukiwano w rejestrach przyczyn zgonów, wypisach z Hospital Discharge oraz w dokumentacjach leków refundowanych. Oceniano związek spożycia soli w kwintylach (<6,8g, 6,8-8,8g, 8,8-10,9g, 10,96-13,7g i> 13,7g / dzień) oraz ryzyko incydentów nowych przypadków niewydolności serca.
W trakcie obserwacji 121 mężczyzn i kobiet rozwinęło nowe przypadki niewydolności serca. W poszczególnych grupach wiekowych, płci, roku studiów, wskaźniki ryzyka w II, III, IV i V kwintylu zawartości sodu w porównaniu do pierwszego, wynosiły: 0,83, 1,40, 1,70 i 2,10. Po dalszej regulacji skurczowego ciśnienia krwi, poziomu cholesterolu całkowitego w surowicy i wskaźnika masy ciała współczynniki zagrożeń wynosiły odpowiednio: 1,13, 1,45, 1,56 i 1,75.
Prof. Jousilahti powiedział: „Serce nie lubi soli, przez co duże spożycie soli znacznie zwiększa ryzyko niewydolności serca. Zwiększenie ryzyka wystąpienia niewydolności serca związane ze spożyciem soli było niezależne od ciśnienia krwi".
„Ludzie, którzy spożywają ponad 13,7 g soli dziennie, mają dwa razy większe ryzyko niewydolności serca niż osoby spożywające mniej niż 6,8 grama", kontynuuje. „Optymalne dzienne spożycie soli jest prawdopodobnie nawet niższe niż 6,8 grama. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca maksymalne spożycie na poziomie 5 gramów dziennie, a zapotrzebowanie fizjologicznie wynosi od 2 do 3 gramów dziennie".
Prof. Jousilahti stwierdził: "Badania nad większymi zbiorowymi grupami populacji są potrzebne w celu dokładniejszego oszacowania zwiększonego ryzyka niewydolności serca związanego ze spożyciem soli".
Źródło: sciencedaily.com
Komentarze
[ z 10]
Nie widzę nic nowego w doniesieniach potwierdzających wzrost ryzyka zachorowania na różne przypadłości sercowo-naczyniowe wśród osób spożywających duże ilości soli. Nie bez powodu mówi się nieraz że sól jest inaczej nazywana białą śmiercią, albo cichym zabójcą. Nie powinno to dziwić, skoro u wielu pacjentów może stać się przyczyną zatrzymywania wody w organizmie i przyczyniać się do występowania problemów takich jak chociażby nadciśnienie tętnicze z dalszymi komplikacjami wynikającymi z tego patologicznego bądź co bądź stanu rzeczy. Trzeba pamiętać jednak, że nie u wszystkich pacjentów zwiększone spożycie soli będzie wiązało się z podobnymi skutkami ubocznymi i nie u każdego objawy będą się w ogóle pojawiać. Ważne jest również to czy dana osoba posiada rodzinne obciążenie chorobą, która zwiększa ryzyko powikłań wynikających z przyjmowania dużych ilości soli, czy raczej w rodzinie nie było osób cierpiących z powodu nadciśnienia. Chociaż warto ograniczać spożycie soli w społeczeństwie w ogóle, to jednak nie każdy musi tą substancję całkowicie odstawiać.
A moim zdaniem chociaż dla nas lekarzy- takie fakty wydają się być oczywistością i tak bardzo istotne jest, aby pacjentom przypominać i namawiać ich do ograniczenia ilości spożywanej soli w diecie. Warto też uświadamiać ludzi, że sól w posiłkach to nie tylko ta pochodząca z dodawanej przez nas przyprawy. W wielu produktach które kupujemy w sklepach, a które powstają w wyniku wielu procesów i głębokiego przetwarzania sól i tak już jest obecna i to często już w znacznych ilościach. Do tego trzeba jeszcze doliczyć sól, jaka będzie pochodziła z produktów po których można by się tego zupełnie nie spodziewać. Na przykład w wielu zakładach cukierniczych korzysta się z soli dla wzmocnienia słodkiego smaku wielu potraw czy smakołyków. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Bo i skąd mieliby wiedzieć, że wraz z otworzeniem się kanałów sodowych nasze kubki smakowe dużo intensywniej przewodzą doznania powstające wyniku spożycia produktu słodkiego i zwierającego cukier. O tym trzeba mówić i uświadamiać naszych pacjentów. A najlepiej przekonywać, że im więcej produktów nisko przetworzonych w diecie i im więcej składników pochodzenia naturalnego- takich jak warzywa i owoce tym lepiej dla organizmu i dla zdrowia pacjenta. A przy okazji również i samopoczucia, o czym nie można zapominać, ponieważ doraźnie odczuwane zmiany mogą okazać się najsilniejszym bodźcem zachęcającym do stosowania danego schematu odżywiania.
Kiedyś czytałem badanie, że nie chodzi tylko i wyłącznie o wpływ stosowanej soli do posiłków, ale raczej o ilość zjadanych pokarmów przez pacjenta. Sugerowano w tamtym badaniu, że osoby które spożywają więcej soli częściej po prostu więcej jedzą i właśnie z tego względu pojawia się u nich nadwaga, a w skrajnych przypadkach otyłość, które z kolei w dalszej kolejności mogą prowadzić do nadciśnienia, miażdżycy naczyń tętniczych i w ostateczności niewydolności serca. Trzeba by się zastanowić czy nie chodzi przynajmniej w pewnej części o ten element. Jakby nie było kto wie, czy to właśnie nie z powodu otyłości właśnie pojawiają się problemy z układem sercowo-naczyniowym, a spożycie soli wynika raczej z ogólnie przyjętych i powtarzanych wielokrotnie błędów dietetycznych. Nie mniej jednak publikowanie podobnych badań może przynajmniej w pewnym stopniu pomóc motywować ludzi, aby ograniczyli jeśli nie spożycie pokarmu to przynajmniej ilości dodawanej do gotowanych samodzielnie produktów soli i może dzięki temu uda się ograniczyć rosnącą tendencję do powiększania grona otyłych ludzi w społeczeństwie.
Już od dawna udało się znaleźć potwierdzenie dla faktu, że wysokie spożycie soli przyczynia się do niekorzystnych zmian w układzie naczyniowym. Sama retencja sodu i zwiększenie jego zawartości w krwioobiegu sprzyja zmianom które prowadzą do gromadzenia nadmiaru wody w organizmie i w efekcie sprzyjają powstawaniu nadciśnienia tętniczego. Jeśli mamy nadciśnienie, zwiększony opór naczyniowy, przewodnienie organizmu to nic dziwnego, że serce musi pracować ciężej. W efekcie nie powinno też dziwić, że w którymś momencie serce przestaje sobie radzić z praca jaka została na niego narzucona i wtedy może właśnie dochodzić do niewydolności. Wydaje mi się jednak, że to co jest najważniejsze przy przestrzeganiu zdrowia pacjentów to nie tylko kontrola spożycia soli w codziennej diecie i możliwe jej ograniczenie, ale powinniśmy się starać w ogóle zminimalizować skutki wynikające ze złego modelu odżywiania, a także dodatkowo braku aktywności fizycznej. Te dwa proste czynniki wydają się mieć największy wpływ na szerzenie się chorób cywilizacyjnych i mówiąc wprost- one zabijają naszych pacjentów. Powoli, po cichu i wydaje się, że same w sobie pozostają niewinne. Ale jednak gdyby ludzie zaczęli zdrowo się odżywiać stosują się do aktualnych zaleceń i wytycznych potwierdzonych naukowo. Do tego zaczęli by się więcej ruszać- i nie mówię tutaj o uprawianiu wyczynowego sportu, ale chociażby codziennych spacerach, to już można by w znacznym stopniu zmniejszyć ryzyko wystąpienia powikłań metabolicznych i związanych z nimi destrukcji w układach i wpływu na stan zdrowia- oczywiście negatywnego wpływu.
Tytuł artykułu powinien dać wielu naszym obywatelom powody do myślenia. Bardzo wielu Polaków wciąż prowadzi niezdrowy tryb życia. Dieta wysykoprzetworzona towarzyszy im niemal codziennie, a to właśnie ona w dużej mierze jest źródłem nadmiaru soli. Bardzo często jedząc w fast foodach również narażamy się na jej ogromne ilości. Oczywiście gdy od czasu do czasu z różnych względów zdarzy się nam zjeść jeden z tych produktów to nic groźnego nam raczej nie grozi. Problemem jest fakt, gdy sięga się po nie kilka razy w tygodniu. To może przyczyniać się do rozwoju chorób przewlekłych, takich jak nadciśnienie. Należy zdawać sobie sprawę z tego, że sól w niewielkich dawkach jest potrzebna do odpowiedniego funkcjonowania naszego organizmu. Sód jest konieczny do utrzymania równowagi kwasowo-zasadowej oraz równowagi wodno-elektrolitowej organizmu. Powoduje on aktywację połączeń nerwowych, jest niezbędny do prawidłowej pracy mięśni. Dziennie nie powinniśmy spożywać więcej niż 5 g soli, niestety wielu Polaków przekraczą tę normę nawet kilkukrotnie, czasem nieświadomie nie wiedząc ile tak naprawdę znajduje się jej w różnych produktach. Trzeba mieć świadomość tego, że chlorek sodu oprócz poprawy walorów smakowych, zwiększa również trwałość produktów spożywczych, z tego powodu jest chętnie stosowana przez producentów jako substancja konserwująca. Ponadto bardzo skutecznie zwalcza ona różne patogeny, które mogą rozwijać się między innymi w mięsie. Sól podobnie jak cukier silnie uzależnia, dlatego jest chętnie stosowana. Można ją śmiało zastąpić różnymi mieszankami suszonych warzyw. Trzeba jednak zwrócić uwagę na skład niektórych mieszanek przypraw, bardzo często stosowanych celem poprawy smaków potraw. Różne przyprawa uniwersalna w 100 g mogą zawierać aż 70 g soli! To może przyczyniać się do tego, że stosunkowo łatwo jest ją przedawkować. Wiadomo, że takie mieszanki są sporym ułatwieniem, jednak mogą przyczyniać się do utraty zdrowia. Szczególnie powinni ich się wystrzegać starsze osoby, a także jak najbardziej ograniczyć podawanie ich dzieciom. Inne zamienniki bez zawartości glutaminianu sodu czy też innych polepszaczy smaku są zwykle dużo droższe. Warto jest więc znaleźć chociażby w Internecie przepis na różne mieszanki, które można przygotować samemu i mieć pewność, że nie jest do nich dodane nic szkodliwego. Kolejnym produktem, który należy unikać są kostki bulionowe. 250 mililitrów z bulionu do którego była dodana jedna kostka zaspokaja nasze dzienne zapotrzebowanie na sól. Niestety bardzo często zdarza się, że do jednego rosołu czy też sosu dodawana jest znacznie większa liczba wspomnianych kostek. Kolejną kwestią są zupki chińskie lub te sporządzane z proszku. W naszym kraju są one dosyć popularne. Bardzo często sięgają po nie chociażby studenci ponieważ są tanie i bardzo szybko można je przygotować. Wspomniana przeze mnie żywność wysokoprzetworzona również jest źródłem bardzo dużej ilości soli. Chętnie spożywane przez dzieci, również do nich należą. W 100 gramach parówek z szynki wysokiej jakości znajduje się bowej 2,1 grama soli, co stanowi prawie połowę dziennego zapotrzebowania. Jeżeli do tego dołączy się także inne produkty spożywane w ciągu dnia, to dzienna dawka może być przekroczona nawet kilkukrotnie. Ostatni produkt, o którym chciałbym wspomnieć są płatki śniadaniowe. Bardzo często są one podawane dzieciom, ze względu na walory smakowe, oraz to że nie wymagają długiego czasu przygotowywania. Rodzice często nie zdają sobie sprawy, że może być w nich zawarte nawet od 1,6 do 3,1 grama soli w 100 gramach produktu. Kolejną ich wadą jest bardzo duża ilość dodawanych węglowodanów. Być może właśnie dlatego są one tak chętnie zjadane przez dzieci. W tym miejscu należy zaznaczyć, że rodzice powinni komponować swoim dzieciom możliwie najbardziej zbilansowane i zdrowe posiłki, tak aby od małego wyrabiać w nich prawidłowe nawyki co do zdrowego odżywiania. To rodzice w pierwszych latach życia są często autorytetami dla swoich pociech. Warto jest więc od samego początku dawać im odpowiedni przykład jak należy zdrowo żyć. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach bardzo ważne jest czytanie etykiet na produktach, które zamierzamy kupić. Pomoże to nam uchronić się przed rozwojem licznych chorób cywilizacyjnych. W dzisiejszych czasach bardzo ważne jest stawianie na profilaktykę pod każdą możliwą postacią ponieważ liczba chorób wynikająca ze nieprawidłowego stylu życia jest bardzo duża. Wydaje mi się, więc że warto jest poświęcić nieco więcej na to aby przygotować dużo zdrowsze jedzenie niż decydowanie się na produkty wysokoprzetworzone lub dodawanie do naszych potraw substancji, których celem jest polepszenie smaku.
Temat na czasie, zważywszy, że akcji profilaktycznych coraz więcej a liczba zachorowań nie spada. Zależność pomiędzy spożyciem sodu a ciśnieniem tętniczym krwi została przekonująco wykazana w szeregu badań o charakterze epidemiologicznym, obserwacyjnym oraz interwencyjnym. Badania epidemiologiczne prowadzone wśród społeczeństw rozwijających się, które bytują bez dostępu do soli wykazały, że ich ciśnienie tętnicze krwi jest niższe niż w krajach rozwiniętych i że nie obserwuje się wzrostu ciśnienia z wiekiem. Chociaż z pewnością występują też inne czynniki warunkujące te niższe wartości ciśnienia, szereg badań wykazało istotne znaczenie szczególnie spożycia sodu. Badania prowadzone na wyspach leżących na Oceanie Spokojnym, porównujące dwa plemiona – stosujące i nie stosujące wody morskiej do przygotowania potraw, wykazało wyższe ciśnienie tętnicze u członków plemienia spożywającego słoną wodę. Kolejne badanie przeprowadzone w Iranie wśród członków plemienia wędrujących nomadów, którzy mieli dostęp do depozytów soli znajdujących się na powierzchni gleby, a wszystkie inne czynniki stylu życia takie jak społeczeństwa rozwijające się, stwierdziło u nich wartość ciśnienia tętniczego i wzrost ciśnienia z wiekiem podobny do obserwowanego w społeczeństwach zachodnich. Z kolei badania osób migrujących ze środowisk o niskim spożyciu soli do środowisk miejskich o wysokim spożyciu soli, prowadzone m.in. w Kenii wykazały, że migracja prowadzi do wzrostu ciśnienia tętniczego. W badaniu InterSalt, które objęło 52 populacje w 32 krajach i oceniało związek pomiędzy ciśnieniem tętniczym krwi a 24-godzinnym wydalaniem elektrolitów z moczem, jedynie cztery społeczności miały niskie spożycie sodu (tj. poniżej 3 gramów dziennie), pozostałe wykazywały spożycie między 6 a 12 gramów dziennie. Badanie wykazało istotną pozytywną korelację między spożyciem soli (ocenianym za pomocą dobowej utraty sodu z moczem) a ciśnieniem tętniczym. Ponadto stwierdzono wysoce istotną pozytywną korelację między spożyciem soli a wzrostem ciśnienia tętniczego z wiekiem. Oceniano, że wzrost spożycia soli o 6 g dziennie przez 30 lat wiąże się ze wzrostem skurczowego ciśnienia tętniczego w populacji o 9 mmHg. Salt Institute (działająca w USA firma broniąca interesów wydobywców i producentów soli na świecie) jako istotny zarzut wobec badania InterSalt wysunął podejrzenie, że w razie usunięcia z analizy danych czterech społeczności konsumujących dietę niskosodową, w pozostałych 48 społecznościach nie da się stwierdzić zależności pomiędzy spożyciem soli a ciśnieniem tętniczym. Badacze InterSalt podjęli ponowną analizę danych, której wyniki potwierdziły istnienie zależności między spożyciem soli a ciśnieniem tętniczym i jego wzrostem z wiekiem. Obecność istotnej zależności pomiędzy dobowym spożyciem sodu a ciśnieniem tętniczym potwierdzono również w największym badaniu populacyjnym EPIC-Norfolk (the European Prospective Investigation into Cancer in Norfolk). W literaturze dostępne są wyniki kilku badań dotyczących interwencji w zakresie spożycia sodu na poziomie populacyjnym. Co ciekawe, badania, w których nie udało się osiągnąć zamierzonego obniżenia spożycia sodu, nie wykazały również obniżenia ciśnienia tętniczego w populacji. Badanie przeprowadzone w dwóch podobnych wioskach w Portugalii, w którym osiągnięto ok. 50% różnicę w poziomach spożycia sodu między dwiema wioskami, poprzez intensywną edukację dietetyczną w ´wiosce interwencji´ i porady unikania w diecie tych produktów żywnościowych, które wcześniej zostały zidentyfikowane jako główne źródła soli. Po 2 latach interwencji, różnica ciśnienia tętniczego pomiędzy wioskami wynosiła 13/6 mmHg. Ostatnio opublikowane randomizowane populacyjne badanie interwencyjne zostało przeprowadzone u 550 mieszkańców dwóch wiosek w północno-wschodniej Japonii. Poradnictwo dietetyczne prowadziło do redukcji spożycia soli do 2,3 grama/dobę, co wiązało się z obniżeniem ciśnienia skurczowego o 3,1 mmHg. Powyższe obserwacje doprowadziły do przygotowania szeregu badań, których celem była ocena wpływu redukcji spożycia soli kuchennej na ciśnienie tętnicze u pacjentów z nadciśnieniem tętniczym oraz u normotoników. Wiele z tych badań prowadzonych było w małych grupach i charakteryzowało się krótkim czasem trwania. Jednak w metaanalizie 17 badań u pacjentów z nadciśnieniem (n=734) oraz 11 badań u osób z prawidłowym ciśnieniem tętniczym (n=2220) stwierdzono, że wynikająca ze zmniejszenia spożycia redukcja dobowego wydalania sodu z moczem o 78 mmol (tj. 4,6 g soli) jest u pacjentów z nadciśnieniem tętniczym związana z obniżeniem skurczowego ciśnienia tętniczego średnio o 4,97 mmHg oraz ciśnienia rozkurczowego o 2,74 mmHg. U badanych z prawidłowym ciśnieniem tętniczym podobna redukcja dobowego wydalania sodu z moczem prowadziła do obniżenia ciśnienia skurczowego o 2,03 mmHg, a rozkurczowego o 0,99 mmHg. Ponadto wykazano istotną korelację pomiędzy redukcją wydalania sodu z moczem a obniżeniem ciśnienia tętniczego. Większość badań objętych cytowaną metaanalizą trwała jedynie przez miesiąc, co pozwala jej autorom przypuszczać, że dłuższy czas restrykcji soli w diecie mógłby mieć bardziej znaczący wpływ na wartość ciśnienia tętniczego i zapobiegać wzrostowi ciśnienia tętniczego z wiekiem. Również wyniki analizy DASH-Sodium (Dietary Approach to Stop Hypertension) wykazały, że obniżenie dziennego spożycia sodu skutecznie obniża ciśnienie tętnicze. Co więcej, redukcja ciśnienia zależy od poziomu spożycia soli, a addytywny korzystny efekt uzyskano łącząc dietę niskosodową z dietą DASH (dieta bogata w warzywa, owoce, nabiał, natomiast uboga w tłuszcze nasycone). W badaniu DASH-Sodium do obniżenia ciśnienia tętniczego pod wpływem diety o obniżonej zawartości sodu dochodziło zarówno u pacjentów z nadciśnieniem tętniczym, jak i u normotoników. W latach 50-tych w Japonii zwrócono uwagę na wybrane rejony, szczególnie na północy kraju, w których spożycie soli kuchennej było bardzo wysokie i w których częstość zgonów z powodu udarów mózgu należała do najwyższych w świecie. Stwierdzono, że częstość występowania udarów mózgu w poszczególnych rejonach Japonii jest wprost proporcjonalna do poziomu spożycia soli kuchennej. Obserwacje te przyczyniły się do podjęcia intensywnej kampanii wspieranej przez rząd centralny na rzecz obniżenia spożycia soli. Kampania osiągnęła sukces – w ciągu dekady średnie spożycie dla całego kraju spadło z 13,5 do 12,1 grama soli na dobę, spożycie w rejonach północnych spadło z 18 do 14 gramów na dobę. W tym samym okresie obserwacji, stwierdzono obniżenie ciśnienia tętniczego u osób dorosłych i dzieci oraz 80% redukcję umieralności z powodu udarów mózgu. Od początku lat 70-tych Finlandia wprowadziła politykę obniżania spożycia soli w całej populacji. Główna strategia obejmowała współpracę z przemysłem żywieniowym w celu wytworzenia produktów żywnościowych o obniżonej zawartości sodu oraz podniesienie świadomości społeczeństwa w zakresie szkodliwego wpływu soli. W ciągu 30 lat, spożycie soli spadło o jedną trzecią z towarzyszącym obniżeniem ciśnienia skurczowego i rozkurczowego, redukcją o 75-80% częstości udarów mózgu i śmiertelności z przyczyn chorób sercowo-naczyniowych oraz wydłużeniem życia o 6 lat. Zarówno wskaźnik masy ciała, jak i spożycie alkoholu wzrosły w omawianym okresie, obniżenie spożycia soli jest więc głównym czynnikiem, który przyczynił się do obniżenia ciśnienia tętniczego w fińskiej populacji. Dotychczas opublikowano wyniki dziewięciu prospektywnych badań kohortowych, które analizowały zależność pomiędzy spożyciem soli kuchennej a występowaniem zdarzeń sercowo-naczyniowych. Większość z nich została przeprowadzona w Stanach Zjednoczonych, ale dostępne są również dane ze Szkocji, Anglii, Finlandii oraz Japonii. Spośród tych badań, w 7-miu stosowano metodę opartą na dzienniku żywieniowym do oceny poziomu spożycia soli. Niestety, takie metody są mało wiarygodne, gdyż nie doszacowują wszystkich źródeł soli spożywanej. Ocena dobowego wydalania sodu z moczem może być przydatnym wskaźnikiem całkowitego spożycia sodu. Przyjmuje się, że dobowe wydalanie sodu z moczem, przy prawidłowej funkcji nerek i prawidłowo wykonanej zbiórce moczu, odpowiada ok. 93% wartości dobowego spożycia sodu. W liczącej ponad 11 tys. populacji Scottish Heart Health Study, w wieku 40-59 lat, stwierdzono w obserwacji odległej, że wyższe spożycie soli jest związane ze wzrostem ryzyka zdarzeń wieńcowych u kobiet, natomiast zależność ta nie wystąpiła u obserwowanych mężczyzn. W prospektywnym badaniu populacyjnym prowadzonym w Finlandii, w grupie 1173 mężczyzn i 1263 kobiet w wieku 25-64 lat, stwierdzono, że zwiększenie dobowego wydalania sodu z moczem o 100 mmol/dobę wiąże się ze wzrostem ryzyka względnego wystąpienia choroby niedokrwiennej serca o 56%, incydentów sercowo-naczyniowych o 36% oraz umieralności ogólnej o 22%. Analizy prowadzone w podgrupach wykazały, że zwiększone spożycie sodu wiązało się szczególnie ze zwiększeniem umieralności ogólnej u osób z nadwagą lub otyłością. Cook i wsp. przedstawili z kolei wyniki analizy długoterminowych efektów redukcji spożycia soli na zachorowalność sercowo-naczyniową u uczestników dwóch dużych badań randomizowanych – TOHP (Trial of Hypertension Prevention) I oraz II. Ponad 3 tysiące badanych po wykluczeniu nadciśnienia tętniczego zostało zrandomizowanych do grupy obniżonego spożycia soli, przez 18 miesięcy (TOHP I) lub przez 36-48 miesięcy (TOHP II), lub do grupy kontrolnej. Uzyskano obniżenie spożycia soli do 2,6 (TOHP I) oraz 2,0 (TOHP II) grama/dobę. Po zakończeniu badania nie udzielono dalszych porad, jednak badanie przeprowadzone po 10-15 latach wykazało, że osoby, które wyjściowo zostały przyporządkowane do grupy o obniżonym spożyciu sodu, charakteryzowały się niższą o 25% częstością zdarzeń sercowo-naczyniowych. Należy pamiętać, że spożywana sól wpływa w organizmie również na szereg innych procesów, poza samym ciśnieniem tętniczym. I tak, zachodzące po spożyciu soli zwiększenie objętości pozakomórkowej u osoby zdrowej uruchamia mechanizmy kompensacyjne, pobudzające natriurezę, może się natomiast przyczyniać do zastoju i zaostrzenia niewydolności serca, jest też przyczyną obrzęków u kobiet w przebiegu cyklu miesiączkowego. Spożycie sodu wiąże się też niezależnie od ciśnienia tętniczego z masą lewej komory, z kolei obniżenie spożycia sodu prowadzi do regresji przerostu lewej komory. W badaniach na modelach zwierzęcych, wzrost spożycia sodu prowadził do zwiększonej utraty białka z moczem i znacząco pogarszał funkcję nerek. Badania u ludzi wykazały na poziomie populacyjnym, że spożycie sodu wiąże się z proteinurią i albuminurią . Z kolei w badaniu z podwójnie ślepą próbą wykazano, że redukcja spożycia soli prowadzi do obniżenia proteinurii. W badaniach prowadzonych u kobiet po menopauzie stwierdzono zależność pomiędzy utratą gęstości kości biodrowej a dobowym wydalaniem sodu z moczem, co wskazuje na niekorzystną rolę nadmiernego spożycia sodu w patogenezie osteoporozy. Sugeruje się ponadto, że wysokie spożycie soli może również stanowić pośrednią przyczynę otyłości, poprzez wpływ na przyjmowanie płynów. Wykazano, że u osób dorosłych, dzienne spożycie ok. 10 g soli prowadzi do podwyższenia konsumpcji płynów o 350 ml na dobę, w porównaniu do ilości płynów, przyjmowanych przy zalecanym spożyciu 5 g soli/dobę. Ponieważ znaczny udział w spożyciu płynów mają napoje słodzone, spożycie soli przyczynia się pośrednio do wzrostu przyjmowanej ilości kalorii i rozwoju nadwagi i otyłości. Opublikowana ostatnio analiza danych National Diet and Nutrition Survey, prowadzona u dzieci i młodzieży (4-18 lat) w Wielkiej Brytanii, wykazała obecność istotnej zależności pomiędzy spożyciem soli a całkowitym spożyciem płynów oraz spożyciem napojów słodzonych. Należy również podkreślić, że większość genów kandydatów nadciśnienia tętniczego i jego powikłań sercowo-naczyniowych jest związana bezpośrednio lub pośrednio z gospodarką wodno-sodową organizmu. Szereg dotychczasowych wyników uzyskanych w programie European Project on Genes in Hypertension (EPOGH) wskazuje na istnienie interakcji pomiędzy poszczególnymi genami wpływającymi na gospodarkę wodno-sodową w obrębie nerek, a także występowanie interakcji między czynnikami genetycznymi a czynnikiem środowiska – spożyciem sodu. Do znacznego rozpowszechnienia nadciśnienia tętniczego oraz ciśnienia wysokiego prawidłowego w Polsce, a także do problemów z leczeniem i ogólnie słabą kontrolą nadciśnienia w naszym kraju przyczyniać może się wysokie spożycie soli kuchennej. W materiale badania EPOGH średnie, dobowe wydalanie sodu z moczem wynosiło w Polsce, w populacji regionu krakowskiego, 245 mmol/dobę, co odpowiada spożyciu 15 g soli kuchennej. Średnia ta była najwyższa wśród badanych krajów europejskich (Belgia, Czechy, Rosja, Rumunia, Włochy). Dane Instytutu Żywności i Żywienia, zgromadzone na podstawie reprezentatywnej próby ludności Polski, obejmujące więc wszystkie grupy wiekowe, w tym dzieci, szacują średnie spożycie soli kuchennej w naszym kraju na ok. 10 g na dobę. Jest to zdecydowanie więcej niż maksymalne dzienne spożycie zalecane przez Europejskie Towarzystwo Nadciśnienia Tętniczego oraz Światową Organizację Zdrowia – 5 g soli kuchennej. Głównym źródłem niepożądanego sodu w diecie są produkty przetworzone. Pozostała część dodawana jest w procesie domowej obróbki żywności, jedynie niewielki ułamek zawarty jest w naturalnych produktach. Polskie Towarzystwo Nadciśnienia Tętniczego (PTNT) zwraca szczególną uwagę na konieczność obniżenia zawartości soli w produktach gotowych i zwiększenia udziału w diecie produktów o ograniczonej zawartości soli. PTNT zaleca stosowanie produktów o ograniczonej zawartości soli nie tylko pacjentom z nadciśnieniem tętniczym, ale również osobom z ciśnieniem wysokim prawidłowym oraz osobom obciążonym rodzinnie nadciśnieniem tętniczym. Problem nadmiernego spożycia soli będzie narastał – już obecnie głównym źródłem soli w diecie są produkty przetworzone (konserwy, dania gotowe), których udział w diecie zwiększa się wraz z rozwojem cywilizacyjnym oraz stylem życia, który nie sprzyja samodzielnemu przygotowywaniu posiłków z produktów nieprzetworzonych. Również zwiększająca się grupa osób regularnie jadających w restauracjach i barach szybkiej obsługi jest narażona na wysokie spożycie sodu z uwagi na motyw ekonomiczny – dodanie soli do potraw zapewnia właścicielom wysoką sprzedaż napojów. Z uwagi na rozpowszechnienie pokarmów bogatych w sól, jej ograniczenie w diecie jest dużym wyzwaniem zarówno dla lekarza, ponieważ wymaga poświęcenia czasu na szczegółową edukację, jak i dla pacjenta, z uwagi na konieczność ciągłego zwracania uwagi na dietę, jak i czasochłonność samodzielnego przygotowywania posiłków. Consensus Action on Salt and Health (CASH) to inicjatywa prowadzona od 1996 r. w Wielkiej Brytanii, koordynatorem jest prof. Graham MacGregor z Londynu. Celem jest współpraca z przemysłem spożywczym w celu osiągnięcia stopniowego zmniejszenia zawartości soli w produktach gotowych a przez to jej populacyjnego spożycia. Działaniom towarzyszy intensywna kampania informacyjna w mediach. CASH może się juz pochwalić pierwszymi sukcesami – w ciągu 8 lat uzyskano obniżenie średniego spożycia soli z 9,5 do 8,6 grama/dobę. World Action on Salt and Health (WASH) jest międzynarodowym rozszerzeniem inicjatywy CASH. Celem jest opracowanie dla każdego z krajów członkowskich efektywnej strategii obniżenia spożycia sodu na poziomie populacyjnym, z uwzględnieniem kulturowej i gospodarczej specyfiki danego kraju, a zwłaszcza głównych źródeł spożywanej soli kuchennej, z wykorzystaniem sprawdzonych przez CASH mechanizmów wpływu na rynek i konsumentów. Jedną ze szczególnie udanych akcji prowadzonych przez WASH, z szerokim odbiorem w mediach, jest World Salt Awareness Week (WSAW), który corocznie odbywa się pod hasłem nawiązującym do palących tematów problematyki ´solnej´, np. w 2008 r. „Salt and Children”, planowany w 2009 r. „Salt and eating out”. Również Unia Europejska z powagą traktuje problem osiągnięcia istotnego obniżenia spożycia soli, jako jedno z zadań stojących przed krajami członkowskimi, pozostawiając jednak im znaczną dowolność w zakresie wyboru, od których grup produktów żywnościowych rozpocznie się obniżanie zawartości soli. Założony cel to uzyskanie redukcji zawartości soli o 16% w ciągu 4 lat w 5 grupach produktów żywnościowych, wybranych przez dany kraj członkowski. Opracowany ostatnio w naszym kraju konsensus solny, który jest wspólnym stanowiskiem szeregu ekspertów z różnych dziedzin medycyny i żywienia, ma właśnie na celu osiągnięcie obniżenia zawartości soli w żywności gotowej (kupowanej w sklepach), również poprzez doprowadzenie do obowiązku informowania przez producenta o zawartości soli w danym produkcie żywnościowym. Zakrojone na szeroką skalę działania informacyjne, jak również planowana współpraca z przemysłem spożywczym, mogą istotnie przyczynić się do obniżenia spożycia soli kuchennej w naszym kraju, a przez to do zmniejszenia częstości występowania nadciśnienia tętniczego i poprawy jego kontroli. ( autorzy: Katarzyna Stolarz-Skrzypek, Kalina Kawecka-Jaszcz )
Z pewnością, nadmiar soli nie jest korzystne dla naszego zdrowia. Bardzo ważne przy niewydolności serca jest przestrzeganie właściwej diety. Konieczne jest unikanie nadmiernej ilości soli, o której mowa jest w artykule, co związane jest z zatrzymaniem wody w organizmie i powstawaniem obrzęków. Warto jest też unikać diety zawierającej wiele produktów wysokoprzetworzonych lub konserwowych. Konieczne jest dostarczanie do organizmu zwiększonej ilości potasu, który pozytywnie wpływa na pracę mięśnia sercowego, a co więcej pierwiastek ten często jest wydalany z organizmu z uwagi na stosowanie niektórych leków. Są też pewne produkty, których jedzenie zmniejsza ryzyko wystąpienia niewydolności serca nawet o 40 procent. W dużej mierze jest to dieta oparta na dużej ilości owoców i warzyw. Jeżeli jednak dieta jest bogata w smażone potrawy, małą ilość owoców i warzyw, a także wypijane są duże ilości słodzonych napojów to ryzyko rozwoju tej choroby wzrasta aż o ponad 70 procent. Coraz częściej wiąże się występowanie różnych chorób ze złą higieną jamy ustnej. W zalecaniach co do częstości mycia zębów podkreśla się, że należy to robić dwa razy w ciągu dnia. Jak wynika z badań, które przeprowadzono jakiś czas temu mycie ich trzy raz dziennie powoduje, że ryzyko rozwoju niewydolności serca zmniejsza się o 12 procent. Ma to związek z tym, że niewłaściwe czy zbyt rzadkie mycie zębów może przyczyniać się do występowania przejściowej bakteriemii, które z kolei przyczynia się do układowego stanu zapalnego, co może negatywnie wpływać na serce. Wciąż należy pamiętać, że bardzo ważne jest wczesne wykrycie choroby aby przeprowadzana terapia była skuteczniejsza i pacjent jak najdłużej mógł być w dobrej kondycji. Niezmiernie ważna jest także możliwość jak najszybszej pomocy pacjentom. Jakiś czas temu słyszałam o tym, że lekarze ze Śląska mają pewien pomysł jeżeli chodzi o leczenie ostrej niewydolności serca. Nowy program ma obejmować wszystkie ośrodki kardiologii inwazyjnej w województwie. Chodzi o to aby włączyć wszystkie pracownie hemodynamiki w 24 godzinne dyżury. W tych miejscach występuje wszystko co jest potrzebne aby nieść pomoc pacjentom z ostrą niewydolnością serca. Warto zaznaczyć, że jest tam zatrudniony odpowiednio wykwalifikowany personel złożony z kardiologów oraz pielęgniarek, a także znajduje się specjalistyczna aparatura umożliwiająca szybkie przeprowadzenie balonikowania albo wszczepienie stymulatora pracy serca. Bardzo istotną rolę będzie miała współpraca z pielęgniarką. Ma ona przeprowadzać badania fizykalne, wypisywać skierowania na prześwietlenie płuc, EKG, USG, a także przepisać leki np. moczopędne. Mam nadzieję, że podobne działania będą miały miejsce także w innych częściach naszego kraju, tak aby dostęp do nowoczesnych metod terapeutycznych był jednakowy niezależnie od miejsca zamieszkania chorego. Mówi się o tym, że w naszym kraju brakuje koordynatorów opieki nad pacjentami. Absolwenci zdrowia publicznego posiadają wystarczającą wiedzę do pełnienia takiej roli. Mogliby ponadto w dużej mierze pomagać lekarzom, a także pielęgniarkom jeżeli chodzi o kwestie administracyjne, na co aktualnie przeznaczana jest spora część czasu przez personel medyczny. Osoba kończąca studia na wspominanym kierunku mogłaby stworzyć odpowiednią “drogę” jaką powinien przebyć pacjent, aby w jak najlepszym stopniu zadbać o swoje zdrowie np. po pobycie w szpitalu. Ma on odpowiednią wiedzę nie tylko jeżeli chodzi o zależności w ochronie zdrowia, ale także powiązania z systemem opieki społecznej. W Polsce od 700 tysięcy do 1 miliona pacjentów ma rozpoznaną niewydolność serca. Zaledwie pięć lat od rozpoznania przeżywa niestety co drugi pacjent. Bardzo ważne w całym procesie leczenia jest stosowanie się do zaleceń specjalistów oraz wykonywanie systematycznych badań. Dzięki temu możliwie jest znacznie zredukowanie liczby hospitalizacji. Z punktu widzenia pacjenta jest to jak najbardziej korzystne ponieważ dłużej będzie mógł on cieszyć się możliwie najlepszą jakością życia, ale również co ważne pozwala na znaczne oszczędności, które w naszym kraju są bardzo potrzebne, również jeżeli chodzi o ochronę zdrowia. 93 procent pieniędzy związanych z leczeniem niewydolności serca przeznaczanych jest właśnie na hospitalizację. Oczywiście w znacznej części przypadków są one spowodowane stanami, które nie są zależne od pacjenta, takimi jak niedokrwienie mięśnia sercowego, zaburzenia rytmu serca, niedokrwistość, nieprawidłowe funkcjonowanie urządzeń elektrycznych wspomagających pracę serca, a także naturalna progresja choroby. Bardzo często jednak przyczyną ponownych hospitalizacji jest to, że pacjenci nie stosują się do zaleceń otrzymanych od lekarzy. Objawia się to chociażby tym, że przestają się leczyć, sięgają po używki lub stosują dietę, która jest szkodliwa dla serca. Coraz więcej mówi się o wykorzystaniu telemedycyny w kompleksowej opiece nad pacjentami z niewydolnością serca. Moim zdaniem pomysł takiej opieki jest bardzo dobry z uwagi na to, że możliwości jakie daje nam telemedycyna w dzisiejszych czasach są coraz większe. Hybrydowa telerehabilitacja kardiologiczna ma się składać z dwóch etapów. Pierwszego- wstępnego, który ma być realizowany w szpitalu lub ambulatorium oraz drugiego-podstawowego, który ma odbywać się w domu. W pierwszym etapie ma się odbyć ocena kliniczna pacjenta, przeprowadzenie koniecznych badań, edukacja, a także przekazanie pacjentom sprzętu, który jest niezbędny do monitorowania jego stanu zdrowia w domu (waga, ciśnieniomierz czy urządzenie do wykonania EKG) oraz instruowanie jego obsługi. Opracowany ma być również plan treningowy, indywidualnie dla każdego pacjenta oraz przedstawienie w jaki sposób należy wykonywać konkretne ćwiczenia. W kolejnym etapie pacjent wykorzystując telemedycynę ma współpracować interaktywnie z Centrum Telekardiologii. Moim zdaniem opracowanie takiego projektu to bardzo dobry pomysł i jak widzimy jest on dopracowany w wielu szczegółach. To bardzo ważne ponieważ wielu pacjentów nie ma odpowiedniego doświadczenia chociażby jak wykonywać różne formy aktywności fizycznej w bezpieczny, dostosowany do ich stanu zdrowia i kondycji sposób. Czasem wykonując w niewłaściwy sposób różne ćwiczenia można bardziej zaszkodzić niż pomóc. Przekazanie pacjentom odpowiedniego sprzętu z pewnością jest pewną formą motywacji do dbania o zdrowie, co w przypadku każdej terapii jest konieczne, a czego pacjenci bardzo często nie uwzględniają. Warto jest zwrócić uwagę na objawy, które mogą sugerować, że stan danej osoby wymaga jak najszybszej konsultacji ze specjalistą. Niestety często są one bagatelizowane i powiązywane z mniej groźnymi chorobami. Najczęściej obserwowanym objawem jest duszność, wynikająca z tego, że płyn zalegają w płucach, który nie może być przepompowany przez serce. W bardziej zaawansowanym stadium taka duszność może pojawiać się nawet podczas niewielkiego ruchu wykonywanego podczas podstawowych czynności. Bardzo często problemy z oddychaniem mają miejsce także w nocy, co może być powodem obaw wielu pacjentów. Może dochodzić także do powiększenia obwodu brzucha. Wtedy bardzo szybko może pojawić się zwiększenia wagi o kilka kilogramów w ciągu kilku dni. Spowodowane jest to tym, że przy niewydolności serca zwiększa się tendencja do występowania obrzęków. Dochodzi do zwiększenia się objętości płynów w żyłach co wiąże się także ze zwiększonymi wartościami ciśnienia. W wyniku tego płyn z żył przenika do tkanek. W pierwszej kolejności obrzęki pojawiają się w okolicy kostek, kolejno w podudziach, a w bardziej zaawansowanych stadiach mogą występować także powyżej kolan. Zwykle obserwuje się je na obu kończynach jednocześnie. Często w przypadku występowania obrzęków stwierdza się także pogorszone funkcjonowanie nerek. Mogą wystąpić także zaburzenia rytmu serca oraz jego przyspieszona praca aby nadrobić swoją niewydolność musi szybciej się kurczyć.
A ja przekornie, natknęłam się na ciekawą publikację pod redakcją p. Natalii Paszko troszkę przeczącą temu, co tutaj opublikowano. Ciekawa jestem Waszych opinii. Z początku ta teoria zdawała się mieć sens: nadmierna ilość soli prowadzi do zwiększonego zatrzymywania wody w organizmie i u większości ludzi wywołuje nadciśnienie; zatem spożywanie mniejszych ilości soli doprowadzi do obniżenia ciśnienia krwi. Proste i logiczne, prawda? Jak już wiemy – nic bardziej mylnego. Oto, jaka jest prawda: normalne ciśnienie krwi wynosi mniej niż 120/80 mmHg. Natomiast zmniejszenie spożycia soli do około 2300 miligramów dziennie (1 łyżeczka soli) jest w stanie zredukować twoje ciśnienie krwi zaledwie o marne 0,8/0,2 mmHg. A więc po jakimś okresie niejedzenia soli, co ma negatywny wpływ na twój organizm i sprawia, że jedzenie jest bez wyrazu, twoje ciśnienie krwi może oscylować w granicach 119/80 mmHg – wielkie nic, mało znacząca różnica. Oprócz tego, jak już wcześniej się dowiedziałeś, około osiemdziesięciu procent ludzi z normalnym ciśnieniem krwi nie jest podatnych na te słabe właściwości soli wywołujące nadciśnienie; spośród osób z przednadciśnieniem (prekursor nadciśnienia) mniej więcej siedemdziesiąt pięć procent nie jest wrażliwych na sól, a spośród tych z nadciśnieniem około pięćdziesięciu pięciu procent jest odpornych na właściwości soli wywołujące podwyższone ciśnienie krwi. Zatem nawet w przypadku tych osób, które cierpią na nadciśnienie (ciśnienie krwi wynoszące 140/90 mmHg lub więcej), zmniejszenie spożycia soli może obniżyć ciśnienie krwi o zaledwie 3,6/1,6 mmHg. Co ciekawe, wielu ludzi z normalnym ciśnieniem krwi, przednadciśnieniem i nadciśnieniem, po zredukowaniu spożycia soli może doświadczyć wzrostu ciśnienia krwi. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ gdy spożycie soli zostaje mocno ograniczone, wtedy organizm aktywuje swoje systemy ratunkowe, które starają się zachować więcej soli i wody z pożywienia. W tych działaniach udział biorą: układ renina-angiotensyna-aldosteron (dobrze znany z tego, że podnosi ciśnienie krwi) i układ współczulny (dobrze znany z tego, że przyspiesza tętno). Nie ulega wątpliwości, że to nie jest to, co chciałbyś, aby się stało! Kolejną konsekwencją wynikającą z diety niskosolnej jest prawdopodobieństwo zwężenia tętnic (czyli zwiększenia „całkowitego oporu obwodowego”) w wyniku mniejszej objętości krwi. Aby poradzić sobie ze zwiększonym oporem w mniejszych tętnicach, serce musi pracować ciężej, a ciśnienie krwi wypływającej z serca musi być większe. Całkowity opór obwodowy to dodatkowy stres dla serca i tętnic, przez co stajesz się bardziej podatny na chroniczne nadciśnienie. Innymi słowy, diety ubogie w sól mogą w gruncie rzeczy powodować chorobę, której miały zapobiegać i którą miały leczyć – nadciśnienie. W skrócie, sól jest demonizowana dokładnie za tę funkcję, którą spełnia w organizmie. „Podstawowym, fizjologicznym celem spożywania sodu jest utrzymywanie ciśnienia krwi”, napisał doktor Robert Heaney w czasopiśmie Nutrition Today. „Demonizowanie sodu jest nie tylko niepoparte żadnymi naukowymi dowodami, ale również sprzeczne z fizjologią, ponieważ ignoruje najbardziej podstawową funkcję, jaką sód spełnia w organizmach gromady ssaków”. Niestety z powodu fałszywych założeń z początku XX wieku późniejszy miażdżący dowód świadczący o niewinności soli został zlekceważony. Zbyt niewielu słuchało głosu nauki, zbyt wielu się sprzeczało i zbyt wiele lat zmarnowano przez patrzenie na złą stronę równania. Publiczna kampania wymierzona przeciwko soli pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku zrodziła wrażenie, że pomiędzy naukowcami powstał konsensus co do szkodliwości soli dla naszego zdrowia. A według ludzi, skoro rząd i agencje zdrowia publicznego mówią, że sól jest szkodliwa – to musi być prawda. Ale niestety, nie była to prawda. Jeden z redaktorów tygodnika JAMA napisał później: „organizacje forsujące wiadomość jedz mniej soli oddały się edukacji na temat soli, która wykraczała daleko poza fakty naukowe”. Końcowy wniosek był taki, że pacjenci z normalnym ciśnieniem krwi musieliby zjadać astronomiczne ilości soli, aby choć w niewielkim stopniu podniosło się ich ciśnienie krwi. Oprócz tego duże ilości soli mogą doprowadzić do rozluźnienia się naczyń krwionośnych. Doktor Belding H. Scribner z University of Washington School of Medicine naszą zdolność do radzenia sobie z solą nazwał niezwykłą: „W istocie tak niezwykłą, że aż 80 procent ludzi z każdej populacji jest w stanie poradzić sobie nawet z największymi dawkami soli przyjmowanymi regularnie bez ryzyka powstania nadciśnienia”. Zalecenia o niskim spożyciu soli nazwał pomyłką, która „może wywoływać poczucie winy u 70-80 procent tych z nas, którzy nie muszą martwić się ilością konsumowanej soli”. Scribner zalecił bardziej zróżnicowane rozwiązanie w porównaniu z obejmującym całą populację nakazem ograniczenia spożycia soli. Powiedział, że należy zidentyfikować osoby wrażliwe na sól i tylko tej grupie zalecić ograniczenie konsumpcji sodu. To przynajmniej ma jakiś sens!
Coraz więcej aplikacji pomaga w kontrolowaniu naszego stanu zdrowia. Nie dotyczy to jedynie aktywności sportowych, ale przydaje się też do monitorowania przebiegu różnych chorób. Analiza głosu przy wykorzystaniu aplikacji na smartfona, pozwala na wykrycie przekrwienia płuc u pacjentów z niewydolnością serca. Pozwoli to na wcześniejszą interwencję lekarza, zanim stan zdrowia chorego ulegnie pogorszeniu. Przeprowadzono badania na 40 pacjentach z ostrą niewydolnością serca. Każdy z nich nagrał próbkę swojego głosu, który został przeanalizowany przez program. Przekrwienie płuc przyczyniało się do subtelnych zmian w mowie, które bardzo dokładnie wychwyciła aplikacja. Jeżeli pojawią się pierwsze objawy, aplikacja je “wychwyci” i natychmiast przekaże takie informacje lekarza, który przepisze właściwe leki. Można będzie w ten sposób zareagować zanim stan pacjenta się pogorszy. W naszym kraju na 100 Polaków w przedziale wiekowym 40-44 lata, zawał przechodzi średnio 121 mężczyzn i 25 kobiet. Nawet 90 procent osób, które przeszły zawał serca przed czterdziestym rokiem życia to osoby palące papierosy. W czasie epidemii SARS-CoV-2 w Europie liczba procedur kardiologii interwencyjnej podejmowanych w terapii zawału serca STEMI zmniejsza się średnio o około 20 procent, a w zawale serca NSTEMI nawet o 30 procent. Główny spadek liczby wykonywanych procedur kardiologii interwencyjnej związany jest z obawą pacjentów przed zgłoszeniem do placówek medycznych. Uzyskane w europejskich analizach dane wskazują również na znaczące opóźnienie w realizacji procedur kardiologii interwencyjnej w odniesieniu do wystąpienia pierwszych objawów zawału serca. W wielu przypadkach pacjenci próbują samemu podejmować leczenie. Dopiero nasilające objawy duszności i bólu w klatce piersiowej skłaniają ich do poszukiwania pomocy. Wiąże się to ze zwiększoną liczbą przypadków najcięższych postaci zawału serca, towarzyszących niewydolności serca, a co za tym idzie większego ryzyko powikłań i konieczność zastosowania złożonych i skomplikowanych procedur kardiologii interwencyjnej. W początkowym okresie pandemii pacjenci byli zaniepokojeni doniesieniami dotyczącymi wzrastającej liczby zakażeń. Dodatkowo przekazywano dane o przypadkach stwierdzania ognisk COVID-19 w placówkach opieki i ośrodkach ochrony zdrowia, głównie w domach pomocy społecznej i szpitalach. Pacjenci stawali przed bardzo trudnym wyborem: odczuwali dotkliwe objawy, które mogły świadczyć o zawale serca, ale jednocześnie obawiali się przyjazdu do szpitala, gdzie w ich przekonaniu istniało realne zagrożenie zakażenia koronawirusem. Pacjenci obawiali się zachorowania i trudnych do przewidzenia powikłań infekcji. W marcu i kwietniu lęk przed COVID-19 często zwyciężał z decyzją o zgłoszeniu się do ośrodka. Dane systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego wskazują, że w marcu i kwietniu ubiegłego roku liczba wezwań pacjentów z bólem w klatce piersiowej spadła o kilkanaście procent. Zawał u kobiet bywa bardzo często nieprawidłowo rozpoznany i niewłaściwie wyleczony ponieważ symptomy nie są tak oczywiste. W przypadku młodych kobiet prawdopodobieństwo wystąpienia zawału serca jest na dosyć niskim poziomie, ale drastycznie wzrasta po 50 roku życia. Wraz ze spadkiem poziomu estrogenu w organizmie kobiety, związanego z menopauzą zawał serca u kobiet jest zjawiskiem równie powszechnym, jak zawał serca mężczyzn. Kobiety rzadziej trafiają do szpitala z powodu rozpierającego bólu zamostkowego, który promieniuje do żuchwy, pleców czy przedramienia. Częściej występujące symptomy to duszności, uderzenia gorąca mdłości i uczucie niestrawności, zawroty głowy, nagłe osłabienie czy zmęczenie jak w przypadku przebiegu grypy, bóle pleców. Ryzyko wystąpienia zawału serca u kobiet jest też dużo większe niż w przypadku mężczyzn. Oprócz standardowych czynników, które zwiększają zachorowalność, takich jak palenie papierosów, długotrwały i silny stres, choroba wieńcowa, nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca, czynniki genetyczne czy wysoki poziom “złego” cholesterolu, zawał u kobiet może wystąpić w wyniku powikłań ciąży czy usunięcia macicy. Same kobiety często bagatelizują wcześniej wspomniane symptomy, kojarząc je z menopauzą, a nie zawałem. W takim wypadku nie warto zwlekać z wezwaniem karetki, ponieważ fachowa i co najważniejsze, skuteczna pomoc musi nastąpić jak najszybciej. Dopiero od jakiegoś czasu naukowcy zaczęli analizować różnice między zawałem serca u kobiet i mężczyzn, ponieważ nie tylko objawy, ale także metody leczenia w przypadku obydwu płci są równe. Do tej pory naukowcy bardziej skupiali się na mężczyznach w swoich badaniach, dlatego zarówno prowadzone badania, jak i dopuszczone do obrotu leki, nie brały pod uwagę przebiegu choroby u kobiet. Kobiety są również rzadziej kierowane na specjalistyczne badania i testy diagnostyczne, ponieważ ryzyko wystąpienia zawału serca jest niedoszacowane. Ponadto niektóre testy skonstruowane są w ten sposób, że dają fałszywe wyniki u kobiet, ponieważ były opracowywane z myślą o mężczyznach. To wszystko sprawia, że kobiety są później niż mężczyźni kierowani na badania, a leczenie wdrażane jest za późno. Na niewydolność serca aktualnie w Polsce choruje j 1,2 miliona osób, czyli znacznie więcej niż w niedalekiej przeszłości. Postęp w medycynie umożliwił ratowanie życia osób po zawale, jednak zawał powoduje trwałe uszkodzenie serca i zwykle prowadzi do jego niewydolności. Osoby z tą chorobą wymagają właściwej, koordynowanej opieki oraz właściwej farmakoterapii, która pozwala uniknąć zaostrzeń choroby. Bez tego bardzo szybko ponownie dochodzi u nich do epizodu kardiologicznego, który kończy się hospitalizacją i pogorszeniem stanu zdrowia lub wręcz śmiercią. Środowisko pacjentów wskazują na poprawę swojej sytuacji w konkretnych działaniach. Mowa o powszechnym dostępie do Koordynowanej Opieki nad pacjentem z Niewydolnością Serca, a także w dostępie do optymalnej terapii, która zmniejsza śmiertelność, redukuje liczbę uciążliwych hospitalizacji będących konsekwencją zaostrzeń choroby, a także korzystnie wpływają na tak ważną dla chorych jakość życia. Liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca jest w Polsce 2,5-krotnie wyższa niż średnia dla wszystkich 36 krajów OECD. Co godzinę umiera w naszym kraju 16 osób z rozpoznaną niewydolnością serca. To główna przyczyna zgonów w Polsce. Co roku zabija ona 140 tysięcy osób. Eksperci wskazują, że od momentu rozpoznania choroby aż 40,6 procent pacjentów nie przeżywa 5 lat życia. Niewydolność serca gorzej rokuje niż jego zawał, rak prostaty czy jelita grubego. Konieczne jest więc wprowadzenie modyfikacji w opiece nad pacjentami w naszym kraju, ale nie można zapominać o tym, że to jak będzie wyglądało ich zdrowie i życie zależy w większości od nich samych. Kolejnym z takich działań, które ma to zmienić jest rozpoczęciu pilotażu Krajowej Sieci Kardiologicznej (KSK) w województwie mazowieckim, który ma się skupiać na diagnozowaniu i leczeniu kilku podstawowych chorób sercowo-naczyniowych takich jak zaburzenia rytmu serca, niewydolności serca, chorób zastawek, które są coraz częstszą przyczyną problemów zdrowotnych w naszym społeczeństwie, a także nadciśnienia tętniczego. Elektroterapia polegająca na zastosowaniu stałej stymulacji serca, nazywana stymulacją resynchronizującą, może pomóc pewnej grupie pacjentów z niewydolnością serca. Zaburzona sekwencja skurczu komór serca w wielu przypadkach jest związana z jego niewydolnością. Wielu chorym mogą jednak pomóc wszczepiane aparaty takie jak stymulatory i kardiowertery-defibrylatory z funkcją resynchronizacji. Ułatwiają one uporządkować skurcze serca i poprawiają samopoczucie pacjenta. Resynchronizacja polega na jednoczesnej stymulacji prawej i lewej komory serca. Ma to istotne znaczenie w przypadku osób z blokiem lewej odnogi pęczka Hisa, czyli przypadłością charakterystyczną dla chorych z zaawansowaną niewydolnością serca. Resynchronizacja stosowana jest u osób z tzw. dyssynchronią skurczu i zaawansowaną niewydolnością serca. Tylko w takiej sytuacji ta metoda terapii ma sens. Nie należy jednak wykonywać jej zbyt późno, bo prawdopodobieństwo związane z jej użyciem może przewyższyć oczekiwane korzyści.
Codzienne wybory żywieniowe wpływają na prawidłowe funkcjonowanie organizmu i jego odporność, a także na nasz nastrój. Racjonalne żywienie to nie lekarstwo, które zastąpi choremu terapię z psychiatrą lub psychologiem, jednak może ono złagodzić objawy choroby i zminimalizować jej skutki. Dodatkowo, dieta bogata w określone składniki odżywcze jest w stanie uchronić nas przed nagłymi spadkami nastroju, chronicznym zmęczeniem, nerwowością i zaburzeniami koncentracji, czyli wszystkim tym, co stanowi zapowiedź problemów natury depresyjnej. Dieta w terapii depresji opiera się na wprowadzeniu konkretnych produktów, które regulują podaż tryptofanu, odpowiedzialnego za produkcję serotoniny. Ten ważny neuroprzekaźnik zwykle kojarzony jest z układem nerwowym, jednak prawda jest taka, że wydzielany jest właśnie w jelitach. Tryptofan należy do aminokwasów egzogennych, czyli takich, które musimy dostarczyć z pożywieniem, gdyż człowiek samodzielnie go nie syntetyzuje. Znajdziemy go zatem w jajkach, rybach (tutaj warto wyróżnić zwłaszcza łososia i tuńczyka), chudym mięsie (pierś z kurczaka) oraz roślinach strączkowych (szczególnie soja). Owocem, który zapewnia dużą podaż tryptofanu, jest ananas, choć owoce i warzywa są mniejszym nośnikiem tego aminokwasu.Według nowych badań przeprowadzonych na zwierzętach zbyt dużo tłuszczu negatywnie wpływa na funkcjonowanie komórek w jelicie, co prowadzi do rozwoju niekorzystnych bakterii. One z kolei wydzielają związek, który uszkadza naczynia krwionośne. Pacjenci tkwią często w mylnym przekonaniu, wyrobionym na podstawie nie do końca właściwego przekazu reklamowego, na przykład że prezentowane w telewizji suplementy mają takie samo działanie jak leki. Kolejnym czynnikiem wpływającym na wzrost popularności leków dostępnych bez recepty i suplementów jest pogorszenie stanu zdrowia przy jednoczesnym niezadowoleniu z poziomu opieki lekarskiej. Nie bez znaczenia pozostaje także chęć obniżenia kosztów związanych z potencjalnym leczeniem i łatwiejszy dostęp do wspomnianych preparatów. Do najpowszechniejszych zagrożeń związanych z nadmiernym i długotrwałym zażywaniem suplementów należy przekroczenie dopuszczalnych norm. Szkodliwy dla zdrowia może się okazać zbyt wysoki poziom witaminy A lub żelaza, które w nadmiarze zwiększają ryzyko m.in. udaru. Innym groźnym skutkiem stosowania bez kontroli preparatów z tej grupy są potencjalne interakcje, w jakie mogą one wchodzić z przyjmowanymi jednocześnie lekami. Przykładowo niebezpieczne jest połączenie leków przeciwzakrzepowych i substancji roślinnej, jaką jest miłorząb japoński. Nadmierna ilość witaminy C lub wapnia może powodować biegunkę i ból brzucha. Przyjmowanie zbyt dużej ilości witaminy D przez długi czas może spowodować odkładanie się wapnia w organizmie, a to może osłabiać kości i uszkadzać serce i nerki. Suplementy diety powinno się wybierać przede wszystkim starannie, biorąc pod uwagę aktualne potrzeby organizmu, które są w przypadku każdego człowieka odmienne. Zawsze należy wziąć pod uwagę ryzyko związane z możliwością przedawkowania składników odżywczych, przyjęcia z suplementem substancji szkodliwej dla organizmu lub wystąpienia interakcji pomiędzy tym produktem żywnościowym a preparatem farmaceutycznym. W przypadku stosowania kilku suplementów diety i leków o zbliżonym składzie może dojść do przedawkowania danej substancji. W ostatnich latach pojawił się duży wachlarz produktów, które mają poprawiać zdrowie jelit. Chodzi o probiotyki i prebiotyki, suplementy te zawierają mikroorganizmy lub związki mające na celu promowanie bakterii jelitowych. Nauka o mikrobiomie jest wciąż stosunkowo młoda, ale niezwykle złożona. Naukowcy wykazali, że probiotyki mogą pomóc w kilku problemach zdrowotnych, w tym w wspomaganiu biegunki i łagodzeniu niektórych objawów zespołu jelita drażliwego (IBS). Jednak poza kilkoma szczególnymi warunkami istnieje niewiele dowodów na to, że mogą korzystnie wpływać na zdrowie. Oczywiście może się to zmienić, gdy pojawi się większa ilość badań. Jak pokazały badania przeprowadzone na zwierzętach wykazały, że zbyt duża ilość tłuszczu w diecie zaburza w komórkach jelitowego nabłonka działanie produkujących energię mitochondriów. Komórki w takich warunkach wydzielają większe ilości tlenu i azotanów. Pobudzają one do wzrostu szkodliwe bakterie, np. E. coli, a one produkują związek o nazwie trimetyloamina (TMA). Wątroba zamienia ją z kolei w tlenek trimetyloaminy (TMAO), który m.in. zwiększa ryzyko miażdżycy. Dieta ketogeniczna sprawia, że pozbawiony węglowodanów organizm uzyskuje energię z kwasów tłuszczowych i ketonów. Oprócz niebezpieczeństwa dla kobiet w ciąży i osób z chorobami nerek, stosowana przez dłuższy czas prowadzi do chorób serca, cukrzycy. Dodatkowo ograniczanie dostarczenia węglowodanów eliminuje z diety warzywa i rośliny strączkowe. Przez to przyczynia się do rozwoju nowotworów i choroby Alzheimera. Ponieważ osoby stosujące taką dietę z powodów zdrowotnych często traciły na wadze, dietę zaczęto sugerować jako sposób na odchudzanie. Dieta ketogeniczna może spowodować spadek masy ciała, ale działa na krótką metę. Suplementy diety stały się w ostatnich latach bardzo popularnym produktem. Mogą zawierać nie tylko witaminy i składniki mineralne, ale również aminokwasy, lecytynę, błonnik, kwasy tłuszczowe, probiotyki, związki pochodzenia roślinnego lub zwierzęcego. Przyjmowanie takich preparatów wiąże się z osiągnięciem określonych korzyści. Nie tylko odżywiają organizm i uzupełniają codzienną dietę w cenne składniki odżywcze, ale także korzystnie wpływają na koncentrację i pamięć, chronią organizm przed wpływem negatywnych czynników zewnętrznych, usprawniają pracę układu nerwowego, sercowo-naczyniowego czy kostno-stawowego. Wspomagają również dietę osób, które nie dbają o właściwie zbilansowane posiłki. Zasadniczą różnicą pomiędzy suplementami diety a lekami, poza brakiem udowodnionego efektu terapeutycznego, jest znacznie prostsza w przypadku suplementu procedura dopuszczenia do sprzedaży. Obecnie na rynku jest dostępnych około 81 tysięcy tego rodzaju preparatów, co uniemożliwia skuteczną kontrolę nad ich składem i potencjalnymi skutkami ubocznymi ich zażywania, zwłaszcza w przypadku osób zażywających wiele suplementów jednocześnie i w połączeniu z lekami, co jest dość powszechne wśród seniorów.Niedobory pewnych składników odżywczych sprzyjają zachorowaniu również na COVID-19, o czym naukowcy donosili już wcześniej. Teraz jednak udało się ocenić działanie tych najbardziej popularnych, z którymi wiązane są największe nadzieje. Dawkowanie i bezpieczeństwo składników odżywczych w ochronie przed powikłaniami wywołanych infekcją koronawirusem to kwestie, które będą podlegać kolejnym analizom, by można było polecać konkretne związki pacjentom. Naukowcy z Wielkiej Brytanii i Hiszpanii odkryli potencjał witaminy B12 przeciwko SARS-CoV-2 w ramach poszukiwań cząsteczek blokujących replikację koronawirusa. Według stworzonych przez nich modeli matematycznych w jego zwalczaniu pomogą molekuły o podobnym działaniu do remdesiviru, ale bez typowych dla niego efektów ubocznych.Wielonienasycone kwasy tłuszczowe omega-3 to związki tak niezbędne w organizmie, jak witaminy, a najcenniejszych form należą występujące w tłustych rybach kwasy DHA i EPA. W ustroju powstają one z roślinnego kwasu ALA, jednak wydajność tej przemiany jest niewielka. Suplementacja diety kwasami omega-3 wiązała się z zapadalnością na COVID-19 mniejszą o około 12 procent. Źródłem witaminy D są tłuszcze zwierzęce, takie jak masło i olej rybi, a także pełne mleko, sery i ryby morskie. Większą część wytwarzamy jednak pod wpływem promieni UV w skórze. Uzupełnianie diety w witaminę D szło w parze rzadszą zapadalnością na COVID-19 o 6-19 procent. Decyzja o przyjmowaniu suplementów diety powinna być podejmowana świadomie i rozważnie, najlepiej po konsultacji z lekarzem.